Numer 1 (1), Grudzień 2012 REKURENCJE Internetowy Miesięcznik Opinii Zapraszamy do śledzenia nowych artykułów, komentowania i polemiki na stronie: http://www.rekurencje.pl/ Strona Czytam ’Czytam ”Czytam lewicową publicystkę dla beki” dla beki’ dla beki: http://www.facebook.com/dlabekidlabekidlabeki Pisz dla rekurencji! Jeżeli uważasz że masz coś ciekawego do przekazania i umiesz napisać to w stylu zbliżonym do innych tekstów w Rekurencjach, chętnie opublikujemy Twój artykuł! Oczywiście na stronie znajdzie się informacja kto jest autorem, podobnie jak w przypadku tekstów pisanych przez członków redakcji. Artykuły prosimy wysyłać na nasz adres mailowy. Publikacja artykułu w Rekurencjach nie jest równoznaczna z przyjęciem do redakcji. Jeżeli będziemy szu- kać redaktorów, ogłoszenie pojawi się na stronie. Za napisanie dla nas tekstu nie otrzymasz wynagrodzenia ale nie martw się, redakcja też nie otrzymuje. Jesteśmy biednym czasopismem. Przynajmniej na razie. Kontakt: B redakcja@rekurencje.pl 2 m www.rekurencje.pl/ B Kontakt: redakcja@rekurencje.pl Rekurencje czas zacząć! Czasopismo Internetowe Rekurencje powstało w październiku 2012 z inicjatywy osób zajmujących się pełnoetatowym traceniem życia na komentowaniu rzeczywistości politycznej na portalach społecznościo- wych. Wywodzi się ono w prostej linii z nieformal- nego ruchu „czytania dla beki”, a dokładniej z fan- pejdża CCCLPDBDBDB, powszechnie znanego jako rekurencja. Fanpejdż ten jak dotąd pozostaje redak- torem naczelnym Rekurencji, bo czemu nie? Przyczyny założenia czasopisma były różne: chęć zrobienia czegoś nowego, walka z nudą, sen o potę- dzie i chęć pokazania że troll internetowy może być lepszym publicystą niż „poważni” publicyści. Czy się udało? To ocenicie wy. Pewnie się nie udało, jak więk- szość projektów organizowanych przez małe i luźno zorganizowane społeczności internetowe — ale przy- najmniej popisaliśmy trochę bzdur, a głównie o to cho- dziło. Rekurencje mimo odejścia od formy krótkich ko- mentarzy na rzecz artykułów pozostają w ścisłym związku ze swoimi korzeniami. Cokolwiek by się nie stało, czasopismo to pozostanie internetowe, nerdkul- turowe i kontrpublicystyczne. Mówiąc mniej preten- sjonalnie: będziemy pisać o rzeczach które nikogo nie interesują i kłócić się z cudzymi artykułami. Czy można powiedzieć coś więcej o Rekurencjach? Pewnie nie, a nawet jeżeli to nie w tej chwili (tekst który właśnie czytacie jest pisany przed oficjalną pu- blikacją czasopisma). W każdym razie, nie będę was dłużej zanudzać — po prostu czytajcie. — CCCLPDBDBDB Polecane artykuły: Bodmer: Rzetelne dziennikarstwo i tworzenie sporu Po zeszłorocznej blokadzie 11 listopada popełniłem tekst, w którym, wobec porażki Kolorowej Niepodle- głej, postulowałem powrót do świętowania 7 listopada, rocznicy utworzenia Tymczasowego Rządu Ludowego. Pomysł równolegle pojawił się w kilku lewicowych śro- dowiskach i w tym roku mamy obchody w Krako- wie, w Warszawie Ludowy Marsz Niepodległości rów- nież organizują ludzie odwołujący się do tradycji PPS i rządu Daszyńskiego. Z str. 8 Zdanie: Religianci Religianci to owoc działania KIK–ów, pampersów i ka- tolickich uniwersytetów. Kwiat religijnej inteligencji. Umysły tych ludzi są najbardziej podatne na długie wywody teologiczne i filozoficzne, które w ich świa- domości generują nieprzeliczone zastępy Mędrców. Z str. 39 Miszczyk: Większe problemy Jeżeli ktoś narzeka w odpowiednio dużym towarzy- stwie, prawdopodobieństwo pojawienia się osób narze- kających na narzekanie zmierza do jednego. Powód jest prosty: są większe problemy, a obowiązkiem osób ŚwiadomychSpołecznie TM jest przypomnienie o tym. W końcu czym jest nieszczęście białego Europejczyka z dostępem do internetu w porównaniu z nieszczęściem biednego dziecka w Afryce z dostępem do wirusa HIV? Z str. 24 ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012 3 Spis treści Redakcja 5 BODMER: Emokulturpolitik 7 Brak smaku i smak braku . . . . . . . . . . . 7 Rzetelne dziennikarstwo i tworzenie sporu . . 8 Jak Cymes strollował ministra . . . . . . . . 9 BYTNER: Leniwy Lewacki Pomiot 11 Święto zombie . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11 Sprawa wagi światowej . . . . . . . . . . . . . 12 Arystokracja . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12 CIEŚLIK: Za kulisami 14 Początek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14 Prawda Gryca . . . . . . . . . . . . . . . . . 16 Cena wolności . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17 Strach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 FOLTA: Katedra hipsterologii stosowanej 19 Retro–electro . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19 Postideologia . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20 Paradoks Star Wars . . . . . . . . . . . . . . 22 MISZCZYK: Na dnie strumienia świado- mości 24 Większe problemy . . . . . . . . . . . . . . . 24 Prawdziwa dyskryminacja . . . . . . . . . . . 25 Karty bingo i checklisty . . . . . . . . . . . . 26 Święty Neron . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28 ŚWITALSKI: Nerdonomicon 29 Ja już to gdzieś widziałem . . . . . . . . . . . 29 Kosmici, tkacze i piraci . . . . . . . . . . . . 30 Sequele, motory i futrzaki . . . . . . . . . . . 33 ZDANIE: Polski zielnik ideologiczny 36 Polski Zielnik Ideologiczny . . . . . . . . . . . 36 Neofityczny ateizm . . . . . . . . . . . . . . . 37 Religianci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 39 Siewcy wiatru . . . . . . . . . . . . . . . . . . 42 Prawa autorskie 44 copypasta miesiąca ten kto założył tę stronę jest zwykłym śmieciem który całe swoje życie spędza na facebooku, jego życiową pasją jest hejtowanie bo jest ograniczony umysłowo. Nie posiada znajomych bo z debilami nikt nie trzyma więc próbuje zaistnieć w internecie. Naprawdę bardzo wysokie ambicje. Niestety coraz więcej rodzi się takich debili systemu, bez wartości, których jedynym miejsce gdzie mogą się wypowiedzieć jest internet, bo tu jest anonimowy i wydaję mu się że jest kimś, ale niestety muszę Cię rozczarować, nadal jesteś tylko gównem którego nikt nie słucha i słuchać nie będzie. Widzę że choroby umysłowe rozwijają się w zastraszającym tempie, to już nie jest upośledzenie, nie wiem czy ktoś w ogóle jest w stanie zbadać i wystawić diagnozę temu ”debilizmowi”. Nie jestem zwolennikiem przemocy ale w tej sytuacji gdybym spotkał założyciela tej strony albo nawet ludzi którzy kliknęli jej ”lubię to” to bym was kurwy rozjebał z miejsca nie patrząc czy masz 10 czy 12 lat bo jestem pewny upośledzony kretynie że więcej nie posiadasz. Weź się za naukę, skończ przynajmniej gimnazjum, znajdź jakieś pasję, kieruj się czymś w życiu, bo narazie jesteś tylko zwykłym śmieciem i kompletnym zerem. 4 m www.rekurencje.pl/ B Kontakt: redakcja@rekurencje.pl Redakcja CCCLPDBDBDB CCCLPDBDBDB to strona internetowa, a dokładniej fanpage na facebooku. Jest to też redaktor naczelny Rekurencji, bo czemu nie? CCCLPDBDBDB w wolnych chwilach zajmowałby się trollo- waniem ale nie ma wolnych chwil bo całe życie zajmuje mu praca jaką jest trollowanie. Ludwig Bodmer Ludwig Bodmer to redaktor prowadzący w Rekurencjach rubrykę „Emokulturpolitik”. Ludwig Bodmer według definicji Ludwiga Bodmera to „radykalny anarchosocjalliberalny konserwatysta instytucjonalny. Wannabe felietonista, leniwy działacz społeczny, emerytowany pankowiec”. Paweł Mateusz Bytner Paweł Mateusz Bytner jest redaktorem Czasopisma Internetowego Rekurencje. Proawdzi w nim rubrykę Leniwy Lewacki Pomiot. O sobie pisze tak: „Jestem studentem matematyki, kochającym tak ją, jak i na- ukę w ogóle. Od dziecka jestem głodny wiedzy o otaczającym mnie świecie i nie toleruję ludzi, których w najmniejszym stopniu to dziwi. Cenię przez to u innych szerokie horyzonty i przemyślany pogląd na świat, choćby i niekoniecznie zgodny z moim. Nie boję się zadawać pytań, mówić co innego, niż ktoś by chciał usłyszeć, nie istnieją dla mnie tematy tabu, a święte krowy i kaczki naj- bardziej lubię upieczone. Jednak potrafię przyznać się do błędu, a wręcz czuję taką potrzebę, gdy sam swój błąd dostrzegę. Uwa- żam, że z życia należy czerpać jak najwięcej przyjemności, byle nie kosztem innych.” Michał Cieślik Michał Cieślik redaguje rubrykę Za kulisami w Rekurencjach. O sobie pisze: „Jestem studentem pochodzącym z terenów, na których osiedliła się zakamuflowana opcja niemiecka. Interesują mnie poczynania elit politycznych, miliony euro biegające po zielonej murawie i wie- logodzinne dyskusje, które do niczego nie prowadzą. Głoszę hasło «Rekurencje stroną startową każdego Polaka».” Maciej Folta Maciej Folta pisze dla Rekurencji w rubryce „Katedra hipsterologii stosowanej”. Na swój temat pisze: „Jestem studentem. Liberalnym pragmatykiem, oprócz tego mi- zantropem, lewakiem, zaprzańcem, kosmopolitą, moralną relaty- wistą. Słowem: ekstrema i podziemie. Czytam «Time» i «Epokę». Pijam tylko Ballantine’a, palę Winstony — dla Ciebie mam Win- termensy: zagraniczne czekoladowe cygara. Zdejm kapelusz.” ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012 5 Redakcja Maciej Miszczyk Maciej Miszczyk w Czasopiśmie Internetowym Rekurencje reda- guje rubrykę Na dnie strumienia świadomości. Sam o sobie pisze: „Pełnoetatowy nerd, wielokierunkowy student, bardzo amatorski redaktor. W wolnym czasie denerwuje ludzi i pisze dość od rzeczy.” Michał Świtalski Michał Świtalski jest redaktorem Czasopisma Internetowego Re- kurencje, w którym prowadzi rubrykę Nerdonomicon. Michał Świtalski o sobie: „Wiecznie niewyspany wieczny student, wiecznie niezadowolony i narzekający, z wiecznie zepsutym samochodem. Za dnia próbuje sypiać, a nocą ratuje Internet. Koneser źle przetłumaczonych i na- pisanych książek oraz źle nakręconych i zagranych filmów. Słucha muzyki dokładnie takiej, jakiej nie lubisz. Głośno. Lubi koty.” To zdanie jest nieprawdziwe To zdanie jest nieprawdziwe jest, podobnie jak redaktor naczelny CCCLPDBDBDB, fanpejdżem na facebooku. Zdanie samo siebie opisuje w ten sposób: „Nie jestem tylko autoreferencyjnym semantycznym tworem tak jak mogłoby się wydawać. Gdy odrywam się od mojej wirtualnej tożsamości przemierzam Kraków z harmonijką w kieszeni, gitarą na plecach i kapeluszem na głowie. Towarzyszy mi ciągły brak pieniędzy i blues szumiący w głowie — który można usłyszeć sto- jąc dostatecznie blisko. Z przyczyn praktycznych i niefortunnych dorywczo programista, dorywczo autor. Debiut jako felietonista w Rekurencjach był moim marzeniem od dziecka. Lubię tworzyć za długie zdania, prawdziwości których sam nie jestem w stanie ocenić.” 6 m www.rekurencje.pl/ B Kontakt: redakcja@rekurencje.pl Rubrykę prowadzi: Bodmer Emokulturpolitik Brak smaku i smak braku 31 października 2012 Debata na temat najnowszej książki Masłowskiej odbywa się w kompletnie idiotycznej atmosferze, kiedy wszyscy jeszcze przed jej przeczytaniem okopali się na pozycjach i wyrobili sobie zdanie na podstawie kilku zdań z wywiadu z autorką. „Kochanie, zabiłam nasze koty” spotkał smutny los książek Grossa i Kapuściń- skiego non fiction, los narzędzia, którym tłucze się po głowie przeciwników politycznych. Recenzje książki zastępowane są recenzjami swoich ideologicznie moty- wowanych wyobrażeń na jej temat i stawianiem po- litycznych zarzutów. Od razu było wiadomo, że nie dostanie pozytywnych recenzji w KaPecji, za to rzuci jej się na szyję URze. W „Kochanie...” nie znajduję ani grama deklaro- wanego przez Masłowską konserwatyzmu, który jest oczywisty np. dla Olgi Szmidt (wywiad z Micha- łem Witkowskim na portalu Popmoderna.pl) — nie wiem tylko, czy to doszukiwanie się konserwy wy- nika z preformatowania mózgu rzeczonym wywiadem, czy głębokiego niezrozumienia, czym jest postawa le- wicowa. No chyba, że sam się niepostrzeżenie sta- łem konserwatystą. Obrzydzenie, sprzeciw wobec kondycji zachodniej cywilizacji skupionej na poszu- kiwaniu ciągłego funu, wyśmiewanie kojarzących się z kawiorowo-akademicką lewicą hipsterskich wystaw w rodzaju „Szpitala śmieci” czy domaganie się od ży- cia czegoś więcej niż korpoharówka w tygodniu i week- endowy ochlej może wynikać z pierdyliona różnych światopoglądów, doświadczeń i pobudek i tłumaczenie tego domniemanym konserwatyzmem jest najzwyczaj- niej w świecie debilne. Masłowska z jednej strony drwi z nowonawróconych na sztywność i ponurość kościoła katolickiego a z drugiej z zachodnich buddystów, we- getarian i japiszonów, nerdów z ludziowstrętem i eks- trawertycznej bohemy. Michał Witkowski w wywiadzie na popmodernie twierdzi, że Masłowska chce zostać Allenem polskiej literatury, Justyna Sobolewska na stronie Polityki pi- sze, że jest lekko i zabawnie, w komediowej formie. Świadczy to o kompletnym niezrozumieniu ksiązki, która jest rozpaczliwie smutna, szarpiąca flaki, przy- gnębiająco pusta a miejscami dosłownie chce się rzy- gać z tego całego rozedrgania, poczucia braku i bez- nadziei. Jeśli już Masłowska ma być polskim kimś, to, bo ja wiem, może Houellebecquiem (minus fiksa- cje seksualne). A jeśli Kochanie... jest komedią, to za komedię musielibyśmy też uznać „Dzień Świra” i „Za- mek”. Uwadze recenzetów całkowicie umyka zaropiały i usyfiony olejem świat syren, który jest przecież tym samym postmodernistycznym światem, w którym żyją Jo i Farah, pożyczając ciuchy, włosy, kończyny i toż- samości od plastikowych dziuń z czasopism będących jedną wielką reklamą przemysłu urody. Świat poskła- dany z cudzych śmieci, świat żałosnych istot o obrzy- dliwych aspiracjach. Zarzuty, że to nie jest odkrywcza analiza konsump- cjonizmu i postmodernizmu zasadniczo mnie nie ob- chodzą, bo nie uważam oryginalności za wartość samą w sobie, od muzyki ani literatury nie oczekuję wy- myślania prochu i wiekopomności, tylko żeby mówiły coś o moim życiu i robiły mi dobrze a te warunki są spełnione. Porządny kawałek literatury, którą dobrze się czyta, o ile nie oczekujesz od niej jednoznacznej deklaracji ideologicznej. ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012 7 Emokulturpolitik - red. Bodmer Rzetelne dziennikarstwo i tworzenie sporu 5 listopada 2012 Tekst jest odpowiedzią na artykuł Magdaleny Kursy „Lewica chce obchodzić Święto Niepodległości 7 listopada”, który ukazał się 5 XI 2012 na portalu Gazeta.pl Po zeszłorocznej blokadzie 11 listopada popełni- łem tekst, w którym, wobec porażki Kolorowej Nie- podległej, postulowałem powrót do świętowania 7 li- stopada, rocznicy utworzenia Tymczasowego Rządu Ludowego. Pomysł równolegle pojawił się w kilku le- wicowych środowiskach i w tym roku mamy obchody w Krakowie, w Warszawie Ludowy Marsz Niepod- ległości również organizują ludzie odwołujący się do tradycji PPS i rządu Daszyńskiego. W w czasopi- smach i różnych miejscach lewicowych internetów po- jawiają się teksty przypominające niepodległościowy charakter PPSu czy postulaty TRL. O organizowa- nych w Krakowie obchodach napisała lokalna Wybor- cza. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie braki w obiek- tywizmie i tworzenie linii sporu poprzez wybór wypo- wiadających się postaci. — Przenoszenie Święta Niepodległości z 11 na 7 li- stopada budzi opór. — To absurd! — mówi Jerzy Bukowski, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kop- cem Józefa Piłsudskiego w Krakowie. — Ta data po- przez propagandę PRL wryła się w świadomość Pola- ków jako rocznica wybuchu rewolucji październikowej. Owszem, ja akurat kojarzę ją z rządem Daszyńskiego, ale takich osób jest niewiele. I gotowe. Zapraszamy odklejonego prawicowca, byłego reprezentanta Kuklińskiego na Kraj, publicy- stę portalu wPolityce.pl, niezależnego pisma Bibuła, w którym bezlitośnie rozprawia się ze szkodliwym re- liktem sowieckiej propagandy (serialem Czterej pan- cerni i pies) i już mamy zarysowaną linię sporu, który w innym wypadku prawdopodobnie by nie zaistniał. Jakby tego było mało, pod artykułem znajduje się an- kieta: Co sądzisz o pomyśle przeniesienia daty Święta Niepodległości? – Absurdalny. 7 listopada kojarzy się bar- dziej z rewolucją – Sensowny. Trzeba upamiętnić zasługi Daszyńskiego I w ten, jakże prosty sposób, organizatorom i ca- łemu świętu przyklejona została (wyłącznie z po- wodu przypadkowej zbieżności dat) rewolucja paź- dzernikowa (czyli kumunizm, czyli Stalin, czyli SZA- TAN). Wychodzi tu dodatkowo mentalność pana Bu- kowskiego, który zamiast docenić fakt, że polskie śro- dowiska lewicowe odwołują się do patriotycznych i nie- podległościowych tradycji (których zwalczanie często zarzuca lewicy jego środowisko), sam wpycha im do gardła Związek Radziecki. Normalnie mało by mnie obchodziło, co ma do powiedzenia na temat czego- kolwiek człowiek określający się w XXI wieku piłsud- czykiem, ale tutaj jego wypowiedź ostatecznie określa wymowę artykułu. Idźmy dalej. O wypowiedź popro- szono również literaturoznawcę, publicystę TP i re- daktora naczelnego Polskiego Słownika Biograficznego oraz członka rady politycznej Partii Demokratycznej Andrzeja Romanowskiego. 7 listopada to jedna z wielu dat waż- nych dla polskiej niepodległości, ale nie najważniejsza. Przecież Rada Regencyjna utworzonego w 1916 roku Królestwa Pol- skiego zaczęła powoływać swoje rządy od 1917 roku. Odwoływanie się w tym kontekście do planów i rzą- dów marionetkowej i narzuconej przez zaborców Rady Regencyjnej, składającej się z reprezentantów kleru i arystokracji jest naprawdę niepoważne. Nie mówiąc już o tym, że mgliste plany RR oraz ich mocodawców zakładały stworzenie Królestwa Polskiego, będącego niemiecko austro-węgierskim państwem satelickim. Dla niepodległości Polski 11 listopada był jednak najważniejszy. To również ważna data dla lewicy, bo powołany potem przez Piłsudskiego rząd Moraczewskiego był też socjalistyczny i nie mniej radykalny od rządu Daszyńskiego. I tu, i tam byli pił- sudczycy. Przypominam, że 11 listopada w Polsce nie zda- rzyło się nic ponad przekazanie Piłsudskiemu władzy wojskowej przez Radę Regencyjną. Którędy ta data jest najważniejsza dla niepodległości Polski niestety nie potrafię zrozumieć. Kończąc swój wywód profesor Romanowski mówi: Na świętowanie rocznicy niepodległości 11 listopada zgodziły się w międzywojniu wszystkie stronnictwa polityczne. 8 m www.rekurencje.pl/ B Kontakt: redakcja@rekurencje.pl Emokulturpolitik - red. Bodmer To chyba największa wtopa w całej wypowiedzi. W 1937 (kiedy ustanawiano 11 listopada świętem nie- podległości) a więc już po zamachu na Narutowi- cza, Brześciu, Berezie Kartuskiej, Łucku, fałszowa- niu wyborów parlamentarnych, konstytucji kwietnio- wej i całej reszcie antydemokratycznych działań obozu sanacyjnego i prawicy, o zgodzie wszystkich stron- nictw mowy być nie mogło. Do Sejmu w wybo- rach z 1935 roku dostały się jedynie Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem (wkrótce potem rozwiązany) ze 153 mandatami oraz mniejszości narodowe z 55 man- datami. Nie wiem co motywowało wybór tych, a nie innych rozmówców. Szkoda, że wybór ten skierował tekst w wygodne myślowe koleiny „lewica” = „sowieci”. A to dopiero absurd. Zwłaszcza że, jak pisał działacz PPS Mieczysław Niedziałkowski: W tym tragicznie trudnem położeniu Tymczasowy Rząd Ludowy w Lublinie przez fakt swojego powstania, przez swój Manifest, przez entuzjazm, który wywo- łał — skierował stanowczo, po męsku, nie- odwołalnie, budownictwo państwowe na szlak demokracji, ściśle mówiąc demokra- cji parlamentarnej. W Lublinie, w dniu 7 listopada 1918 r. zadano cios śmiertelny komunizmowi w Polsce [1] Votum separatum redaktora Miszczyka: Po pierwsze, zgadzam się że bezsensem jest wrzucanie całej lewicy do jednego worka z sowietami. Szkoda tylko że (zgodnie z tradycją wśród ideowych publicystów) redaktor Bodmer robi dokładnie to samo — w swoim artykule wrzuca do jednego worka np. zabójstwo Narutowicza i sanację, co jest naprawdę dużym nadużyciem. Druga rzecz: naprawdę nie widzę sensu w robieniu obchodów innego dnia. Czy ma to jakiś inny cel niż symboliczne izolowanie się od „całej reszty”? Jak Cymes strollował ministra 27 listopada 2012 Komentarz w sprawie występu ministra Michała Boniego w programie „Tomasz Lis na żywo” dnia 26 listopada Niegdysiejsza gwiazda internetów, muzyk Cymes, doczekał się w końcu zasłużonego uznania. I to ja- kiego! Cymesa zacytował sam minister Boni, w tok- szole „Tomasz Lis na żywo”. Radość płynącą z tego Godnego i Sprawiedliwego zdarzenia przesłania jed- nak fakt, że minister od zacytował piosenkę „Mamo, tato” jako przykład mowy nienawiści, której należy się przeciwstawić. Przytoczę tekst: Mamo, tato, jak się zabija? Kupcie mi kija, dam Żydowi w ryja Mamo, tato, kupcie pistolet, a jutro z rana zastrzelę Cygana Nie chcę jak Wałęsa być elektrykiem Chcę tak jak tata być białym wojownikiem Każdy Murzyn ma być moim niewolnikiem Żydzi do gazu, najlepiej od razu Chwycę za broń. Pedały won, no i brudasy, bo to nie są Polacy Biała duma tak mnie rozpiera chcę być jak Ian stuart ze Screwdrivera Te częstochowskie wersy, śpiewane do stylizowa- nego na dziecięcą piosenkę podkładu granego na cym- bałkach(!) zostały uznane za mowę nienawiści. Oko- licznością łagodzącą dla ministra jest fakt, że po- dobnie idiotycznie zachował się Ogólnopolski Komitet Obrony przed Sektami i Przemocą, który złożył w tej sprawie donos do prokuratury. A ta podjęła działania. Kompromitując się jeszcze bardziej niż minister Boni. Zaczynając od tego, że pomyliła Cymesów i zajęła się bogu ducha winnym raperem z Włocławka, to jeszcze zagadnięta wydaliła informację, że „Prowadzimy do- chodzenie odnośnie ksenofobicznego i rasistowskiego utworu, ale dotyczy to koncertu, który odbył się przed kilkoma dniami w klubie TB King, a nie treści inter- netowych. Zwróciliśmy się o nagranie z monitoringu, bądź inne dowody. Ustalamy też, czy takie treści fak- tycznie znajdują się w internecie. Na dziś wiemy tylko, że utwór wykonał podczas koncertu artysta o pseudo- nimie «Cymes»”. [1] Mieczysław Niedziałkowski, Demokracja parlamentarna w Polsce, Warszawa 1930, s.12 ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012 9 Emokulturpolitik - red. Bodmer Rzeczony raper owszem grał w klubie TB King... trzy lata przed rozpoczęciem dochodzenia. Jakby tego było mało, w dniu, o którym mówi zastępca proku- ratora rejonowego we Włocławku Waldemar Kwiat- kowski, w klubie nie odbywał się żaden koncert. Od czasu złożenia zawiadomienia przez Komitet piosenka Cymesa pojawia się w większości artykułów o mowie nienawiści, znalazła się nawet w artykule pt. „Rasi- stowski hip-hop”. I to już jest szczyt szczytów, bo potrafię sobie wyobrazić, że ktoś pozbawiony poczu- cia humoru i umiejętności rozpoznania ironii może nie rozpoznać w piosence wyśmiewania zespołu Prussian Blue, ale kwalifikowanie „Mamo, tato” jako hip-hopu świadczy już o ciężkim nieogarnięciu w popkulturze. Skłania też do zadania pytania o kompetencje proku- ratury, policji i, co najważniejsze, dziennikarzy, któ- rzy nie zadali sobie trudu wpisania w Google „cy- mes” i p r z e s ł u c h a n i a w i ę c e j n i ż j e d - n e j p i o s e n k i . Sprawa jest prosta — Cymes wywodzi się ze środowiska punkowego, antyfaszystow- skiego, a piosenka jest chwytem reductio ad absur- dum. Nie jest to z resztą pierwszy taki przypadek. Kilka lat temu prokuratura doprowadziła do zamknię- cia jawnie prześmiewczej strony Sieg Heil Szatan i postawienia jej autorów przed sądem na podstawie art. 256 KK. Na stronie tytułowej pojawiał się gif Hi- tlera z wytrzeszczem i kłapiącą szczęką, w towarzy- stwie podskakujących chomików i swastyk kręcących się jak śmigła. No ale jak można było nie potraktować poważnie takich nazistowskich manifestów: Odkurzamy wszystkie kąty i zakamarki odkurzaczem firmy „Philips” triathlon 2000. Broń Szatanie używać innych! Sza- tan preferuje potężne koncerny, szastające kasą, które wykorzystują skośnooką gów- niarzernie w brudnych halach fabrycznych na Tajwanie. Sam kieruje jedną z mię- dzynarodowych korporacji typu WORLD DOMINATION, której produkty używasz pewnie czytając tę stronę. W kontekście rosnącej w siłę skrajnej prawicy taka niekompetencja organów ścigania i dziennikarzy jest bardzo niepokojąca. Smutne jest też to, że kiedy za- grożenie ze strony faszyzujących organizacji jest wi- doczne jak na dłoni, minister Gowin robi za rzecz- nika ONR i MW w mainstreamie, a minister Boni doszukuje się mowy nienawiści w piosence mającej ją ośmieszać. A Cymesowi należą się przeprosiny. P.S. Kontaktowałem się dziś w tej sprawie ze sto- łeczną i krakowską Wyborczą, Ministerstwem Admi- nistracji i Cyfryzacji, redakcją NaTemat.pl i autorem tekstu „Michał Boni u T. Lisa: «Chwycę za broń. Pedały won, no i brudasy, bo to nie są Polacy»” [2] , Krzysztofem Majdanem. Do tej pory nie otrzymałem żadnej odpowiedzi na wysłane mejle. [2] http://natemat.pl/40733,michal-boni-u-t-lisa-chwyce-za-bron-pedaly-won-no-i-bru-dasy-bo-to-nie-sa-polacy 10 m www.rekurencje.pl/ B Kontakt: redakcja@rekurencje.pl Rubrykę prowadzi: Bytner Leniwy Lewacki Pomiot Święto zombie 31 października 2012 Nadciąga Halloween i w związku z tym doniosłym wydarzeniem (które sam pewnie bym przegapił, mając na głowie ciekawsze, bardziej osobiste „święto”) cały świat ogarniają niebywałe emocje. Od tego zależą losy świata — kolejny rok z rzędu kończy się październik! Jako, że tak naprawdę nie jestem już człowiekiem, tylko jakimś skryptem na facebooku, tako praktycz- nie nie istnieją dla mnie inne źródła informacji, niż ów portal. I od paru dni powoli tablica zapełnia się dy- niami, informacjami o imprezach tematycznych, zdję- ciami ucharakteryzowanych ludzi, oraz oczywiście — nigdy się chyba nie zlitują — gorzkimi żalami świę- tych rycerzy broniących Jedynej Prawdy. Ten ostatni fakt przekonuje mnie właśnie, że 31 października nie jest ani krzty bardziej przerażający od jakiegokolwiek innego dnia — ludzie–straszydła, podejrzewani o brak mózgu, zawsze włóczą się wśród nas. Nie będę się rozpisywał w obronie wydrążonych dyń, bo szczerze mówiąc wolę je w occie, lub przero- bione na marmoladę. Opiszę za to nieco swoich dzie- cięcych wspomnień z wyłudzania kasy i żarcia od ludzi z sąsiedztwa. Wbrew pozorom nie był to wymysł zainspirowany telewizją. O istnieniu zwyczaju beztroskiego żebrania o fanty uświadomił mnie i moje rodzeństwo kochany tatuś. Toteż (zanim w końcu przyznałem rację ma- mie, że jestem już na to za duży) rok w rok na święto zombie, zwykle w towarzystwie paru innych odpowied- nio wyposażonych małych potworów, wyruszałem jak najwcześniej, żeby mi inni nie zgarnęli sprzed nosa wszystkich skarbów z dobrych miejscówek. Miesz- kańcy wsi zwykle byli bardzo życzliwi i gościnni dla wszystkich małoletnich domokrążców, co tym bardziej zachęcało do zabawy. I tak samo, jak teraz, wiązało się to z kazaniami różnych mądrych ludzi, że to zabobon, że odwraca uwagę od ważnego święta katolickiego... satanizm, okultyzm, pogaństwo i cygaństwo. Mój tata pewnie słyszał te same pierdoły, gdy był mały. Później słyszałem jeszcze o innym zwyczaju, kul- tywowanym tego samego dnia, ale przez dorosłych, w późniejszych godzinach. Ponoć jeszcze za czasów rodzimej republiki z dodatkowym przymiotnikiem pa- nowie ze wsi odprawiali taki rytuał: jeden sąsiad szedł do drugiego z pełną butelką, by chwilę później wraz z nim i jego butelką na przyczepkę zajść do kolejnego sąsiada, aby z nim i jego butelką na przyczepkę wy- brać się do kolejnego — aż wszyscy panowie ze wsi nie znajdą się w jednym miejscu. W naszych czasach bardziej popularny jest już grill lub ognisko ze znajo- mymi. Jak widać niczym się to nie różniło od nadcho- dzącego święta, gdy młodsi zamierzają nazbierać za darmo słodyczy, a starsi — już nie za darmo — narą- bać się w trzy banie. No, może poza porą roku i dnia, i pewną emancypacją dziewcząt przy obchodach je- siennego święta zombie. Zatem święci ludzie łaskawie wsadźcie tyłki w kibel, jak was bolą. A ci normalni niech się dobrze bawią... ...tak w Śmigus–Dyngus, jak i w Halloween. ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012 11 Leniwy Lewacki Pomiot - red. Bytner Sprawa wagi światowej 9 listopada 2012 To zaczęło się jakieś dwa i pół roku temu. Zapamiętałem ten poranek, bo zostałem bezlitośnie obudzony wcześnie rano. W sobotę. Spojrzałem w magiczną skrzynkę, pomyślałem kolejno: „Heh”, „ale pierwszy był parę dni temu”, „o jaaa”, „ale będzie burdel” i „idę spać”. Tego dnia zaczęła się historia, ciągnąca się do dziś. Jako, że słyszałem wcześniej o natręctwie Pierw- szego Pasażera, od razu byłem przekonany, że „dzio- bowanie” w lesie nie było pomysłem Rosjan. Byłem też pewien, że dzięki temu wydarzeniu właśnie Pierw- szy Brat dużo zyska, bo nie spałem przed 10 kwietnia i pamiętałem, jak „popularny” był Pierwszy Pasażer. Dałem się zmanipulować, no nie? Mimo to było mi smutno, przykro w pewnym sen- sie. Nie jestem w końcu wyprany z empatii. I tym bardziej robiło mi się przykro, jak widziałem kolejne szopki. Począwszy od pogrzebu i (nie) skończywszy na krzyżu pod pałacem. Wbrew logice i faktom, pewni ludzie muszą co miesiąc przypominać o swoim istnie- niu: słychać strzały, sztuczna mgła, dynamit i trotyl, pancerne brzozy itd. Bo przecież tak naprawdę to był zamach, tak do- brze przemyślany, że wygląda na słabo przemyślany — dla zmyłki. Zaplanowano kilka sposobów zniszczenia samolotu, aby mieć pewność, że prezydent (niewiele znaczącego państwa, bez szans na reelekcję, raczej ko- miczny niż straszny) opuści raz na zawsze scenę po- lityczną. I tak: zamroczeni mgłą piloci nadziali wy- sadzonego w powietrze Tupolewa na brzozę, by na- stępnie wraz z pasażerami zostać zastrzelonymi przez funkcjonariuszy NKWD. Prawda, że ma sens? Dobrze, pominąwszy to, że kolejne wyimagino- wane spiski są po prostu śmieszne, a ludzie je „odkry- wający” najprawdopodobniej chorzy psychicznie — to gdyby nawet były prawdziwe, co by to zmieniło? Na- wet jeśli, wedle życzenia sekty smoleńskiej, cała Polska wierzyłaby w te bzdury, to mielibyśmy oczekiwać od całego świata, że w to uwierzy i co więcej — przej- mie się tym? Pisaki robią zamieszanie — zapewne po to, by zwiększyć swoje poparcie, może też dlatego, że w te pierdoły faktycznie wierzą. Ale mogliby mieć i 100% miejsc w parlamencie i niezbite dowody, że był zamach — i co niby wtedy? Już sobie wyobrażam, jak PiS zyskuje pełnię wła- dzy i bierze się za rozwiązanie sprawy smoleńskiej. Lech Kaczyński zostaje pośmiertnie koronowany, może i nawet na cesarza. Tusk i jego rząd, ba! — cała Platforma, a i pewnie wiele osób z innych partii — trafiają do więzień, osądzeni w ekspresowym tempie za doprowadzenie do wielkiej narodowej katastrofy — straszniejszej od II wojny światowej. Rosjanie zo- stają ukarani za swoje zbrodnie — wypowiedzeniem wojny przez kilkakrotnie mniej ludne państwo, bez arsenału atomowego, bez floty, bez niezależnego do- stępu do surowców strategicznych, wbrew międzyna- rodowym traktatom. So let’s go! Można liczyć na nie- ocenioną pomoc Gruzinów, czeczeńskich terrorystów i wstawiennictwo Matki Bożej. Arystokracja 18 listopada 2012 Muzycy, aktorzy, sportowcy, inni celebryci, dziennikarze, politycy pojawiają się w naszym życiu nagle, niezapowiedziani, właściwie niechciani. Człowiek żyje sobie w spokoju — nieświadomy, że wśród 38 milionów polaków istnieją ci właśnie, aż tu nagle, z jakiegoś ważnego powodu — wszędzie jest ich pełno. Ludzie, którzy mają duży wpływ na nasze życie, to rodzina, bliscy znajomi, czasem przełożeni. Ich ist- nienie jest dla nas nieobojętne. Podobno nieobojętne jest też istnienie wybrańców narodu. Ślub aktorki, dziecko piosenkarki, koniec kariery, piąty powrót do kariery – zwykły człowiek nie może bez tego przeżyć. Niezwykle istotne jest też to, jakie konkretnie persony zabronią mu dokonać aborcji, podniosą podatki, pod- piszą umowę międzynarodową. Z wielkim zdziwieniem spotyka się fakt, że w czasie wyborów większość ludzi uprawnionych do głosowania ma to głosowanie głęboko w czterech literach. A mnie osobiście dziwi to zdziwienie. O ile komfort mojego życia był różny w czasach, gdy rządziło SLD, PiS, kie- dyś jeszcze AWS i nie wiadomo kto, inny jest też teraz. Ale widzę dużo bliższe przyczyny takiego a nie innego 12 m www.rekurencje.pl/ B Kontakt: redakcja@rekurencje.pl Leniwy Lewacki Pomiot - red. Bytner stanu mojego portfela i ducha, niż zmiana bandy ma- tołów rezydującej na Wiejskiej w Warszawie. Oczywiście rozumiem, że Kaczyński, Tusk, Napie- ralski, Miller, Pawlak, Palikot, Ziobro i inni muszą mnie wiecznie przekonywać, że to oni są tymi właści- wymi, że oni dadzą mi najwięcej i najmniej zabiorą, zbawią, wyedukują, zapewnią bezpieczeństwo, przy- jemne wakacje i częste orgazmy. Rozumiem, że to taki ich sposób zarabiania na życie (słusznie chyba zwycza- jowo nazywany „okradaniem”). Nie rozumiem za to, czemu ludzie z własnej woli mówią, że już nie oni sami, ale ci wymienieni wyżej wybrańcy boga są jedynymi słusznymi na najważniejszych stanowiskach, a jeśli są- dzę inaczej, tom lewak/faszysta/gówniarz/debil. Ro- zumiem, że ktoś chce mieć prywatną korzyść — i nie mówię tu już o potencjalnej korupcji, a o tym, że można po prostu lubić pracę premiera, na przykład. Nie rozumiem wiary w zbawczą moc jednostek. Szcze- gólnie takich. W sieci z niezwykłą regularnością pojawiają się materiały świadczące o politykach nie najlepiej, de- likatnie mówiąc. Poczynając od śmiesznych gaf z błę- dami ortograficznymi, pomylonymi nazwiskami, prze- języczeniami – które jeszcze nie są specjalną tragedią — kończąc na obnażaniu drastycznych braków w wie- dzy ogólnej i szczegółowej. Ludzie, którzy nami rzą- dzą, nie mają pojęcia, w jakim żyją świecie, co się na nim dzieje, jakie rządzą nim prawa. Nie przeszkadza im to najwyraźniej w ustanawianiu prawa dotyczącego nas. Czy ja wymagam zbyt wiele, oczekując od nich, by — jako ludzie trzykrotnie nawet starsi — nie byli tak znacząco ode mnie głupsi? Żeby znali prawo, jakiemu podlegają, by mieli poczucie przyzwoitości, znali przy- najmniej podstawy ekonomii (skoro ekonomią się zaj- mują), albo by nie zachowywali się jak dzieci? Najwy- raźniej za dużo. Cóż, tyle mam z tej demokracji, że mogę sobie raz na 4 lata postawić krzyżyk przy nieznanym mi nazwi- sku. Niezbyt mnie to pociesza, bo nawet jeśli osoba o tym nazwisku posługuje się przy okazji jakimś faj- nym tytułem, nawet jeśli zdobyła ten tytuł za biegłość w jakiejś rozsądnej dziedzinie, to jest niewielka szansa, że 460 takich właśnie osób będzie utytułowanymi, rozsądnymi ludźmi, a przy tym każdy z nich będzie niechybnie lepszym wyborem od tego 461 człowieka, który do sejmu się nie dostał. To taka arystokracja, którą sami sobie wybieramy, nikt tak naprawdę na tyle wybitny by mieć genialne pomysły na polepszenie stanu 38 milionów tyłków, tylko ludzie tacy sami jak większość z tych 38 milionów. Gdybyśmy raz na cztery lata (albo nawet na każde głosowanie w sejmie) loso- wali 460 peseli żywych pełnoletnich osób, to wiele by się nie zmieniło, ani też wówczas, jakbyśmy wylosowali 460 rodzin i po wsze czasy brali do sejmu najstarszych ich przedstawicieli. Tak czy siak znaleźli by się tam ludzie zupełnie niekompetentni, monotematyczni, bez wizji naprawy świata (czy choćby porządnego urządze- nia własnego podwórka) jak i paru zacnych profesorów i inżynierów, którzy znają się przynajmniej na jednej rzeczy. To, o czym mówił Churchill, iż demokracja jest najgorszym ustrojem, z wyjątkiem wszystkich innych, chciałbym połączyć z twierdzeniem, że jest również najlepszym — z wyjątkiem wszystkich innych. Ale nie pozostawię mojego wywodu bez żadnej propozycji jak to rozwiązać. Jeśli mamy mieć u władzy ludzi, któ- rzy nie będą debilami, to może niech każdy kandydat przejdzie porządny egzamin, który sprawdzi jego kom- petencje? Nie wiem, może kogoś to będzie śmieszyć, ale uważam, że takie testowanie wiedzy kandydatów na arystokratów byłoby możliwe i w miarę skuteczne. Egzamin powinien dotyczyć wielu dziedzin — niech się wykażą erudycją. Wolałbym, by nie rządzili mną ludzie, którym wydaje się, że mogą przegłosować na przykład, jaki wpływ ma dany związek chemiczny na mój organizm. ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012 13 Rubrykę prowadzi: Cieślik Za kulisami Początek 31 października 2012 Zapukał cicho w stare drzwi do gabinetu Pierw- szego Naczelnika. Odczekał trzy sekundy, po czym de- likatnie nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły z ledwie sły- szalnym skrzypnięciem. Łukasz Saudyjski wślizgnął się do środka i od razu odczuł zapowiadane przez szefa oszczędności na ogrzewaniu. W pokoju panował prze- raźliwy chłód, potęgowany jeszcze przez otwarte na oścież okno. — Bez przesady z tym tanim państwem, panie Na- czelny! — rzucił wesoło Saudyjski dla ocieplenia at- mosfery, lecz zaraz po tym zamarł, bo po raz pierwszy spojrzał na Juliana Glaska, swojego pracodawcę, poli- tycznego mentora, a przede wszystkim przywódcę Re- publiki Wisłocji. Dłonie zaciśnięte w pięści podpierały głowę Naczelnika, a oczy ciskały gromy na walające się po biurku kartki z kolorowymi słupkami i diagra- mami. Zwykle nie należało przeszkadzać Pierwszemu w takich chwilach, ale Saudyjski miał coś ważnego do przekazania, więc postanowił zaryzykować. — Julian, wiesz jakie są te sondażownie, potrze- bują sensa... — Nie próbuj mi tu mydlić oczu! — wybuch- nął Glask — Co to są za notowania, ja się pytam?! Wszystko muszę robić sam?! Tu powinny być ko- lejki, tłumy pomysłowych Dobromirów! Hartkoro- wicz, Ważka, Stejlus, Starzak — to mają być mini- strowie? Pewnie teraz siedzą sobie na jakichś proszo- nych lunchach i udają ogarniętych, a resorty się za przeproszeniem walą, bo czekają aż wielki Glask coś wykombinuje! Ale ja ci mówię, Łukasz, pustka w gło- wie. Najgorsze, że Jurek też jest trochę wypalony, bo nie ma z czego do czego już w tym budżecie przekła- dać... Oczywiście na Włodka Kargula też nie ma co liczyć. Po prostu nie wiem — zakończył tyradę Glask i ciężko opadł na swój wielki fotel. Saudyjski zaniepokoił się. Było to już siódme „po prostu nie wiem” Naczelnika w tym miesiącu, a skru- pulatnie wyliczona średnia miesięczna wynosiła do tej pory 0,9. Ewidentnie kończył się pewien rozdział, mo- tywacja po uzyskanej rok wcześniej reelekcji spadała, a Wisłocja to My spektakularnie wyprzedziła rządzącą Przyszłość Obywateli w ostatnich sondażach. Przez chwilę przeszło Saudyjskiemu przez myśl, że bardziej niż o partię powinien się martwić o swoją posadę, ale po chwili uspokoił się, bo przecież jako szef gabinetu cieszył się wielkim zaufaniem Glaska. Usiadł na ka- napie przeznaczonej dla gości Naczelnika. Postanowił pominąć milczeniem dramatyczną przemowę Juliana i przejść do kwestii, jaką niezwłocznie chciał poruszyć. — Przeglądasz czasem fejsbuka? — wypalił Sau- dyjski, a Julian Glask popatrzył na swojego ministra bez teki jakby ten właśnie zamienił się w żółtą fasolkę szparagową. — A co to ma do rz... — To ważne — przerwał szefowi Saudyjski — otrzymałem pewne informacje, którymi mogą zainte- resować się agenci ze Spokoju Społecznego. Muszę jed- nak wiedzieć, czy orientujesz się w tamtym światku. — Mam tam chyba jakieś fikcyjne konto, ale uży- wane sto lat temu — odparł Glask niby niechętnie, ale wyraz jego twarzy zdradzał, że boi się kolejnego nie- szczęścia, jakie mogło zwalić się na jego głowę. — To naprawdę istotne? Bo jak widzisz jest sporo innych spraw do omówienia... — To może być sprawa wagi państwowej — głos Saudyjskiego przybrał teraz patetyczny ton, a twarz Glaska wyraz zaciekawienia. — Słyszałeś kiedyś o... Imperium Trollskim? — Co ty pierdolisz, Łukasz?! — tego było już za wiele dla znerwicowanego Glaska. Naczelnik walnął pięścią w blat biurka i wbił wściekły wzrok w szefa 14 m www.rekurencje.pl/ B Kontakt: redakcja@rekurencje.pl Za kulisami - red. Cieślik swojego gabinetu. — Chcesz urlop, podwyżkę, doda- tek na wyprawkę szkolną?! To nie jest czas na wy- brzydzanie i zachcianki! Mamy 7 punktów straty do WtM, a ty mi tu o jakichś trollach! Więcej byś notatek służbowych poczytał, a mniej bzdurnego prawackiego fantasy! — Dobrze już, okej, tłumaczę o co chodzi! — krzyknął Saudyjski, bo nie chciał słuchać kolejnego lamentu Pierwszego. Szef gabinetu był jedną z nie- wielu osób w Wisłocji, które mogły podnieść głos na Glaska i nie ponieść z tego powodu żadnych konse- kwencji. Kontynuował już spokojniejszym tonem — Otóż dostałem sygnał od zaufanego człowieka, że na fejsbuku utworzyła się dość specyficzna społeczność, zwana przez samych jej członków Imperium Trollskim. Wydaje się, jakby podlegali pewnej formie państwo- wości, gdzie organem administrującym jest tajemni- czy Imperator. Mają swoje zasady, swój język. Może nawet i swoje tajne komplety. Twarz Glaska przeszła przez tę