4 SCENA POLSKA! 4 * «s W® mm --- --- m Bardzkich Anna K a rw a to m STRYJ AGAPIT. Kontedya w 3 aktach. — Drugie wydanie. N a k ł a d e m K s ię g a r n i A. C y b u l s k i e g o w P o z n a n i u . 1910 1. N A R Ó D SOBI E! W y d a w n ictw o te a tr a ln e z m u zy k ą n a fortepian i p o d ło żo n em i śp iew a m i, z p ięk n em i rycin am i ty tu ło w e m i o dw ubarw nym druku. 1. H a l i n a . B u rsz ty n y K asi, ob r. lud., 3 odsł. z tań c a m i. 4 m.,, 7 k. 2. Ż d ż a r s k i . A k a d em ik czyli O fiara za O jczyznę, 1 a. 9 ni., 1 k. (W y c z e rp a n e !) 3. K u c z . U lica n a d W isłą, 1 a. 4 m ., 3 k. 4. A dam i E w a K ro t. 2 a. 2 m., 1 k. 5. P a p u g i naszej B ab u n i. O p. 1 a. 3 m., 4 k. 6 . B a y a r d . N ic bez przy czy n y . K o m . 1 a. z t a ń cam i. 1 m .. 2 k. 7. W i e n i a r s k i . N a d W isłą. K ro t. 1 a. z t a ń cam i. 3 m., 4 k. 8 . D ę b i c k i . B arto s z p o d K ra k o w a , czyli D o ż y w ocie w le ta rg u . O br. lu d . 1 a. z tań c am i. 5 m , 3 k. 9. Ż ó ł k o w s k i . Ż yd w beczce. W od. 1 a. 4 m ., 1 k. 10. G r a n g e i T h i b o u s t . B yło to p o d W ag ra m . K om . I a. 3, m., 1 k. 11. G a l a s i e w i c z . A by h a n d e l szedł. O br. lu d . 1 a. z tań cam i, o m., 3 k. 12. . Ł a d n o w s k i. B okaj za p a n a. M o n ó d r. 1 a. I z tań c am i. 2 m.,. 1 k. | S ta ru sz k o w ie w zalotach. F r. scen. 1 a. z ta ń - cam i. 1 m ., 1 k. 13. O Chlebie i w odzie. K r. 1 a. z tań c am i. 1 m., 2 k. 14. K a m i ń s k i . K o m in ia rz i M ły n arz. K om .-op. 1 a. 4 m ., 3 k. 15. J a s i ń s k i . Ń ow y R o k . K r. 1 a. z tań c am i, 8 m., 3 k. 16. Ż ó ł k o w s k i . B a n k ru c tw o p a rta c z a . K om .-op. 1 a. z tań c a m i. 4 m ., 1 k. 17. D e s l a n d e s . M ałe lad a ćo , czyli S ie ro tk a . K om .- op. w 1 a. 4 m , 1 k. 4 SCENAIPOLSKA! 4 z Bardłkich Anna Karwatowa. STRYJ AGAPIT Komedya w 3 aktach. — Drugie wydanie. N a k ł a d e m K s ię g a r n i A. C y b u ls k i e g o w P o z n a n iu , Czcionkami Drukarni Dziennika Poznańskiego. 1910. L f j o c O S O .B Y : A G A P IT G R Z Y B IC K I 58 Z O F IA G R Z Y B IC K A ,fje g o bratowa 38 J W I N A , jej c ó r k a .......................... ...... 18 W A N D A 1 Stróżańskie, siostrzenice Grzy- 19 K A R O L IN A I b i c k i e g o .......................... ...... 17 K L E O F A S P E R L O W IC Z , obywatel ziemski 60 T A D E U S Z P E R L O W IC Z , jego bratanek, miody lekarz ......................................30 B R O N ISŁ A W S K R Z Y Ń S K I , jego siostrzeniec i obywatel . , • ......................... 27 H O N O R A T A B U D K O W A , ow ocark a. 50 jA C E K , kuchcik i lokaj Grzybickiego 19 S T A S IA , służąca Grzybicki;. g o ..........................20 Rzecz dzieje się w powiatowem mieście, w borze pruskim. lat. » n J 5 > 5 ił > ? za- A K T I. Scena przedstawia pokój skrom nie umeblowany. P o lewej stronie szezląg, po prawej fotel, stolik i krzesła, w głębi szafka z wazonem o sztucznych kwiatach, z szczotką do rzeczy i kałamarzem. Drzwi po prawej i głębią, okno po lewej stronie. SCENA I. Agapit — później Jacek. A g a p i t (leży na szezlągu z fajką w ustach, niedbale, lecz oryginalnie ubrany). Przeklęty ten pieniądz, że się kula! (spluwa) tfu ! Od wczoraj do dziś djabli wzięli cztery marki, ani wiem na co! Dziś ani fenyga nie wydam; szkodę trzeba poweto wać! Choćby przyszło głodem mrzeć, nie wydam fenyga! Nie wydam! J a c e k (wchodzi z prawej, ubrany po kucharsku, z tale rzami i radiem, czeka w milczeniu sporą chwilę), A g a p i t . Czego znów chcesz, błaźnie?! — 4 — J a c e k . A no czekam na rozporządzenie. Co jaśnie pan każe dziś podać na obiad ? A g a p i t . Byle co! byle było! J a cek. To trzeba się zawlec do rzeinika po mięso. A g a p i t. Co? do rzeinika? Dam ja ci rzeinika, dam! Co masz w spiżarni? J a c e k . Perki tylko. A g a p i t . To gotuj perki! J a C e k (drapiąc się za uchem). A le... ojej! ale... jaśnie panie... A g a p i t . Co ci tam? J a c e k . Ojej! jaśnie panie... czy my to proste chłopy ?! A g a p i t . Widzisz go, my! J a c e k . To jest ja ... a nie jaśnie pan! a i,fi ja jego kuchcik i lokaj... A g a p i t . Więc ty jesteś jaśnie panem! Głupia bestya. Ruszaj stąd i gotuj perki 1 J a c e k . Ajej! jaśnie panie... toćby się już i te perki gotowało, ale niema ani odrobiny słoniny na okrasę, a to, ajej! i prosta baba pod płotem... A g a p i t (zrywając się). Co prosta baba pod płotem? hę? pie niądze wydaje na okrasę? — Wiem, wiem! Głupia jest i basta! Wczoraj widziałem kawał słoniny na półce w spiżarni; (przy- stakując do Jacka) gdzie ona się podziała, hę?! J a c e k (cofając się).. Ojej! myszy ją pożarły! została tylko skóra wygarbowana! A g a p i t (w uniesieniu). Ja tobie skórę wygarbuję, gałganie, skoro ty będziesz tak pilnował okrasy! Pomyśl, błaźnie, ileś zmarnował! J a c e k . Ajej! ten kęsek, ta odrobina, to mało było warte. A g a p i t - ^ Jeżeliś taki mądry, to 'bierz teraz tę wygarbowaną skórę, połóż ją na patelni i smaż... i smaż dopóty, dopóki tłuszczu nie puści! J a c e k . Przecież sucha, jak podeszew! A g a p i t . Ruszaj stąd, bo ci jeszcze i twoje p o deszwy ususzę! W ypycha go za drzwi środkow e) SCENA II. Ag/Zplt (siada na fotelu i spluwa). Tfu! Tfu! Ciągle tylko workiem trzą- saj na zawołanie. Muszę nauczyć oszczęd ności tego błazna. Perek suchych mu się już jeść nie chce, okrasy nie pilnuje, gotów się sam zabrać do pieniędzy i kupić co lepszego. Ho, ho, pieniążków nie znajdziesz! nie, nie! Mądry człowiek tak potrafi je schować, źe najbardziej przebiegły złodziej ich nie znajdzie, (po chwili) Ale gdzież to one są od wczoraj? gdzież to one są? Tam do licha! A wiem, wiem! w szafce. Dziś je trzeba schować w innem miejscu, (wyjmuje pieniądze w rulonach z szafy) ale gdzie ? Już wiem, wiem! -"'Cztery rulony włożę w fotel, (kładzie rulony w fotel) tak, tak, dobrze. Dwa rulony wsunę we wazon! Wazon suchy, kwiaty sztuczne, a Jacek nie chciwy na takie rzeczy. (W k ład a pieniądze we wazon i nakrywa je kwiatam i) Wybornie przechowane! Teraz pójdę przeliczyć złoto i pozawijam je w ru lony. W sypialnym pokoju spuszczę za słony u okien, zapalę lampę i uraczę się blaskiem złota! Starczy mi to za towa rzystwo żony i dzieci, za obiad, podwie czorek i zakolacyę... To owoc tyloletniej pracy; każdy fenyg zroszony kroplą krwa wego potu! I ja miałbym ten grosz mar nować na okrasę?! Na tę podłą okrasę, co byle wieprz ją daje?! Idyota ten Jacek! (pokazując na czoto) idyota! Mój złoty, kochany, ciężko zapracowany grosz na okrasę! co byle wieprz ją daje ! (Odchodzi w prawo) SCENA III. Jaćek — później Agapit. J a c e k (wchodzi ostrożnie środkiem). A gdzie jaśnie pan? Ojej zły, a ja z głodu dziw się nie skręcę! Żeby mi choć dziesięć fenygów dał na bułki! (składa rgee) Św. Jacku, rozdawałeś zawsze ubogim pierogi, dajźe mi choć jeden pieróg! (po chwili) Ale gdzie jaśnie pan siedzi? Może tu ? (patrzy na prawo przez dziurkę od klucza) A jest, jest, siedzi i liczy złoto! co to tego, co to tego! ojej! Co on zrobił? Połknął rulon złota, dalibóg połknął, ojej, ojej! Św. Jacku, on połknął — i jeszcze połyka! Nie, nie, to nie może być złoto, to chyba kawał kiełbasy! Ojej on kiełbasę połyka, a ja z głodu zemrę . . . ajej ściskanie! ściskanie! (chwyta się za żołądek i biega około sceny) ból! ból ! W fla kach chodzi jak z procesyą! ojej! ściskanie, ból, procesyą! Nie wytrzymam! A g a p i t (wychyla głowę przez drzw i bardzo ostrożnie). Czego ty biegasz, jak obłąkaniec? My ślałem już, że rozbójnicy tu wpadli! J a c e k (krzywi się, pokazując na żołądek). Tam rozbójniki, tam! z procesyą cho dzą! Z głodu nie wytrzymam, niech jaśnie pan mnie zwolni ze służby! Ajej! nie wy trzymam, (biega) ból, ściskanie, procesyą! A g a p i t . Uspokój się nareszcie! J a c e k . Nie, nie wytrzymam, ajej nie wytrzy mam ! Pójdę sobie, pójdę, bo umrę na miejscu! A g a p i t . Twoja matka powierzyła mi ciebie na dwa lata, więc służyć będziesz dalej w po korze. Przysposób sobie kawy, jeźeliś gło dny. J a c e k . Kawy niema, jest tylko odrobina cy- koryi, (pokazując na palcu) taki kawałek. A g a p i t . Wystarczy zupełnie! Weź tylko wody, a zagotuj ją dobrze i zafarbuj cykoryą, to będziesz miał wyborną kawę! I mnie też poczęstujesz; napijemy się obydwaj, bo ka wa będzie wyborna! J a c e k . Będzie ona tam wyborna, ajej! Żeby choć kawałek chleba do tej kaw y! ajej! ból, ściskanie, procesyą! nie wytrzymam! Choćby trojaczka na bułki, na chlebek, na pieróg św. Jacka! A g a p i t (rzucając Jackowi 1 0 fenygów). Idź na skręcenie karku! Przeklęty chło pak, wyłudził trojaka! A to szelma, a to gałgan! — Żeby mi to dziś starczyło na cały dzień, słyszysz?! Teraz nie przeszka dzaj mi; choćby i sam burmistrz przyszedł, nie wpuszczaj do mnie nikogo! (odcll»dzi w prawo) SCENA IV. J a C e k (ogląda pieniądz z przyjemnością). Jest trojak! jest! będzie pieróg! będą bułki! Ale ani jednej nie dam staremu! nie dam! On mnie też oszukiwał i jadł pokryjomu złoto, czy tam kiełbasę! Niech wie, co to głód, co to ból, ściskanie, co to procesyą po flakach! ajej! niech on to wie! święty Jacku, kupy złota rachuje, a sam umrze przy tem złocie z głodu i ja z nim zemrzeć będę musiał! (P o chwili) Ale nic z tego! Trzeba sobie radzić inaczej, tak być nie może! Pójdę do Janinki, to może panienka stryjowi co przyniesie . . . a pewnie i mnie się jaki pieróg dostanie. O, Janinka to dobra, bardzo dobra dla mnie! (W ychodzi głębią) SCENA V. Kleofas — Agapit. K l e o f a s (wchodzi głębią). Więc to tu teraz Agapit mieszka! Co- taz to gorszę bierze sobie pomieszkanie, tak, jakby mu najdotkliwsza bieda doku czała. Zamożność swoją tai przed ludźmi, żeby wielkich podatków nie płacić i nie wspierać biedniejszych krewnych. Oryginał zostanie oryginałem; ale niechżeż nim sobie będzie i do śmierci, byleby co wykołatać dla jego siostrzenic, a tem samem dopo- módz Tadeuszowi i Bronkowi. Dziś miłość bez posagów źle plonuje, to tak, jak ozi mina bez saletry chilijskiej! (siada na fotel i zie wa) Jakoś pana domu nie widać, (wstaje i puk a do drzwi na prawo) A g a p i t (za drzwiami). Nie wolno! Kto tam? K l e o f a s . To ja, przyjaciel! Wpuść mnie! (dobija się) A g a p i t . Nie wolno! do stu piorunów, nie wol no ! Zaraz przyjdę, bądź cierpliwy, siadaj na szezlągu, bo fotel ma nogę złamaną! K l e o f a s . Dobrze, poczekam i usiędę. Ale co on tam robić może? Pst! słychać brzęk złota! Pieniądze liczy! (ogląda nogi u fotelu) Nogi prze cież całe, (siada na fotelu) wszakże o wiele wy godniejszy fotel od szezląga. A g a p i t (z prawej, widząc K leofasa siedzącego na fo telu, cofa sig przerażony). Mówiłem ci przecież, źe fotel ma zła maną nogę! Proszę, siadaj na szezlągu. K l e o f a s . Dłoni mi nawet nie podasz? A g a p i t (podając dłoń). Owszem, witam cię; boję się tylko o tę złamaną nogę u fotelu . . . mógłby się zda rzyć wypadek! K l e o f a s . Próżna obawa, nogi calusieńkie, oglą dałem je dokładnie. A g a p i t . Co? nawet oglądałeś? K l e o f as. Nawet przechyliłem fotel; nie lękaj się, to omyłka, fotel cały zupełnie. — 13 — A g a p i t (z bardzo p izeraioną miną). Nawet przechyliłeś? Uf! jak mi go rąco ! K l e o f a s . Uważam, że jesteś nieswój! Powinieneś, częściej chodzić na przechadzki, żeby się rozerwać, użyć ruchu i powietrza; widzę, że miewasz uderzenia krwi. A g a p i t . Nie mam z kim się przechadzać. K l e o f a s . Owszem masz; poznałem twoje sio strzenice i jestem niemi zachwycony! A g a p i t . Wierzę, miłe dziewczęta. K l e o f a s . Mają też wielu skrytych wielbicieli. A g a p i t . I o tem wiem. — i 4 — K l e o f a s . Powinny zrobić partye, odpowiednie do bremu wychowaniu, jakie odebrały. A g a p i t . Liczę na to na pewno! K l e o f a s . Ale to panienki bez posagów, a dziś każdy młodzieniec, noszący się z zamiarami matrymonialnemi, potrzebuje trochę grosza, chociaż tylko na urządzenie domu. A g a p i t. Każdy potrzebuje, i ty potrzebujesz i ja potrzebuję l Ktoby to nie potrzebował? A kto niema i nic nie dostanie, ten się i obejdzie. K l e o f a s . Sądzę, że ty, Agapicie, już chyba zgoła pomocy nie potrzebujesz. A g a p i t . Nie mam grosza do stracenia. Na każ dy zarobiony fenyg ściekła krbpla krwa — I 5 _ _ wego potu z mojego czoła, z ciężkiej i mo zolnej pracy. K l e o f a s (śmiejąc się). Ha, ha, ha, żartujesz! Kiedyś ty tak ciężko pracował i gdzie? A g a p i t . Kiedy? Całe swoje życie! Gdzie? Tu tu, w tem mieście, potem pewien czas'na Woli i znów w tem mieście. Co ja sobie głowy nałamałem, o Boże! (po chwili) Tobie poszło łatwiej, miałeś majątek ziemski bez długu, kilka urodzajnych lat, no, i masz te raz renomę bogacza. K l e o f a s . A ty jej nie masz? A g a p i t . Co, ja? ja? Bój się Boga! K l e o f a s . A ja? ja? Krwawo pracuję, jak każdy rólnik, nie mam nic, zgoła n ic! Włódarzem jestem swoich parobków! — i 6 — A g a p i t . Nie wierzę. K l e o f a s . Chociażbym chciał dopomódz Tadeuszo wi i Bronisławowi do ożenku, to nie mogę tego uczynić! bieda u mnie, aż strach. A g a p i t . I u mnie bieda okropna. Nic dla krew nych zrobić nie mogę. K l e o f a s . Nie do uwierzenia! A g a p i t . Przekonam cię zaraz, jaka u mnie bieda (wota) Jacek! Jacek! SCENA VI. Agapit — Kleofas — Jacek. A g a p i t . Gadaj, co dziś będzie u nas na obiad. J a c e k (namyśla się długo, patrząc raz na Kleofasa, to znów na Agapita). No, no, ajej! no . . . Stryj A gapit, 2 — ■ x7 — ■ * > “ A g a p i t . Mów, błaźnie! J a c e k . Zupa z pomidorów, sztuka mięsa z chrza nem, zając i krem waniliowy. K l e o f a s . W inszuję! złota bieda! A g a p i t (bierze w milczeniu kij z kąta i okłada nim Jacka). Gałganie! psujesz mi dobrą sławę! to fałsz! to kłamstwo! Mów prawdę, kanalio! J a c e k (biega wkoło sceny, A gapit go bije). Ajej! ajej! św. Jacku, broń mnie! ajej! ajej! Już prawdę powiem, powiem! ale niech jaśnie pan puści! niech jaśnie pan puści! A g a p i t . Gadaj teraz! Co gotujesz na obiad? J a c e k (z długiem westchnieniem). Perki . . . z okrasą . . . co ją m yszy. . . wygarbowały!